Nie zbawia jednak ludzkich dusz, zajmuje się bardziej kokietowaniem zmysłów. Już na schodach prowadzących do jego atelier we Florencji unosi się kuszący zapach czekolady, cynamonu i wanilii. Atelier jest częścią XV-wiecznego pałacu: to wysmakowany gabinet wyłożony dębiną, gdzie wzdłuż ścian pysznią się regały ze wszystkimi ekstraktami, jakie można sobie wyobrazić. Piżmo, róża, irys, paczuli, cyklamen, mimoza…
Villoresi zajmuje się perfumami od ponad 30 lat. Pierwsze stworzył w 1992 roku – nazywały się „Uomo” i okazały hitem, który pozwolił Lorenzo silnie zaznaczyć swoją obecność w branży. Dzisiaj wśród jego klientów znajdują się m.in. Ridley Scott i Madonna.
Kiedy nie tworzy nowych zapachów (ostatnie z jego dzieł nosi nazwę „Aura Maris” i jest częścią kolekcji Mare Nostrum) realizuje zamówienia, np. dla Gucci (stworzył dla nich perfumy „Forever Now”), a jeśli jeszcze zostaje trochę czasu – poświęca się nowemu projektowi, „Muzeum Zapachu”, które ma zostać otwarte jeszcze w 2014 roku.

Fot. źródło Billionaire
Jak tłumaczy Villoresi, największy sukces odnoszą te perfumy, których zapach niesie w sobie wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa. Dlatego słucha swoich klientów, kiedy opowiadają o zapachu trawy na irlandzkiej wsi albo woni pomarańczy na Sycylii. Tak powstają perfumy, które wyrażają osobowość i dotykają „samej głębi duszy”. Te rozmowy, które prowadzi z klientami, przyjmują czasem formę swoistej psychoterapii. Nie wszystkie powracające poprzez zapach wspomnienia są bowiem szczęśliwe. „Prowadzę ludzi z piekła do nieba” – mówi Villoresi. Taka sesja trwa od dwóch do trzech godzin i kosztuje 3600 euro. Za tę cenę klient otrzymuje pięć kryształowych buteleczek z zapachem stworzonym na miarę dla niego. Powtórzenie zamówienia kosztuje 1600 euro.
Pasja perfumiarska zrodziła się w Villoresim przypadkiem. Kiedy był dzieckiem, jeden z gości w jego rodzinnym domu zostawił w łazience buteleczkę Eau de Rochas. Lorenzo zafascynowała i sama butelka, i zapach, który określa jako „świeży i promienisty”. Uwielbienie dla zapachów rosło, kiedy jako student jeździł po Środkowym Wschodzie. Niezliczone godziny spędzał na bazarach w Egipcie i Maroku. Buszował wśród stosów kadzidła, wdychał woń mięty, kawy z kardamonem, nawet papierosów z ambrą. Wiele z tych ziół i przypraw przywiózł ze sobą do domu, gdzie zaczął komponować własne mieszanki dla rodziny i przyjaciół. Hobby przerodziło się w profesję po tym, jak dom mody Fendi zamówił u Lorenzo świece zapachowe i mieszanki potpourri do swojej kolekcji „Home”. W 1990 roku Villoresi postanowił otworzyć oficjalną działalność.

Fot. źródło Billionaire
„Myślę, że idealne perfumy to dla wielu ludzi coś, co budzi w nich ukryte pragnienie, z którego nie zdawali sobie nawet sprawy. Jak chociażby pragnienie ochrony wspomnień z dzieciństwa. To właściwy zapach na właściwą chwilę” – mówi. Wiadomo, że niektóre zapachy zawsze będą bardziej popularne od innych, ale sekret polega na tym, by odpowiednio zrównoważyć proporcje.
„Perfumiarstwo jest sztuką” – podsumowuje Villoresi.